21 listopada 2016

Trudna decyzja ("Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick)

"Moje życie obok" Huntley Fitzpatrick
wyd. Zysk i s-ka
rok: 2016
str. 424
Ocena: 5/6




Od kilku miesięcy chodziła za mną pewna książka. No, może nie dosłownie "chodziła", ale miałam wielką ochotę na jej przeczytanie. Starałam się więc z całych sił, by ją zdobyć i w końcu przeczytać. Łatwo nie było, ale w końcu się udało. Oczywiście jak to zwykle bywa, nie od razu udało mi się po nią sięgnąć, ale gdy już to zrobiłam – przepadłam.

Samantha Reed od dziesięciu lat ma sąsiadów. Sąsiadów, których nigdy tak naprawdę nie było dane jej poznać. Gdy rodzina Garrettów wprowadziła się do domu obok matka od razu zawyrokowała, że będą to najgorsi sąsiedzi jakich można się spodziewać. I przez lata uważała, że się w tym osądzie nie pomyliła. Nienawidziła tej rodziny, choć przyczyna tego uczucia w zasadzie nikomu nie była znana. Faktem jest, że rodzina Garrettów była dość duża i głośna, a przez kolejne lata to się jeszcze nasilało, bo co ok 3 lata na świat przychodziło nowy ich członek. Trawa nigdy nie była na czas obstrzyżona, ogródek – zwykle zaniedbany, podjazd – zawsze zastawiony. To wszystko doprowadzało matkę Samanthy do szewskiej pasji. Postawiła więc między domami gigantyczny płot, a córkom surowo zakazała kontaktów z tymi strasznymi ludźmi. Tracy od zawsze ignorowała to, co matka mówi, ale młodsza córka była bardzo posłuszna. Nie mogła się jednak powstrzymać i przez lata obserwowała sąsiadów z dachu swojego domu. Gdy pewnego dnia na dach wdrapał się Jase, dziewczyna niezupełnie wiedziała co z tym fantem począć. Chłopak jednak ją zafascynował, a w końcu – rozkochał w sobie. Co jednak począć, gdy jest się tak posłusznym i ułożonym. No i zna się opinię matki? Co prawda Sam ma za sobą dość specyficzne związki, ale jednak Garrettowie to według jej matki – pani senator – najgorszy możliwy sort. Czy da się ją przekonać do Jase'a? Czy Sam w ogóle będzie próbowała to zrobić? A może oddzieli życie uczuciowe od życia rodzinnego tak dokładnie, że nikt się nie zorientuje? Czy to w ogóle możliwe? No i najważniejsze, co zrobi dziewczyna, gdy oba światy drastycznie na siebie wpadną i zaczną się nawzajem miażdżyć? Wybierze miłość czy lojalność? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po powieść Huntley Fitzpatrick.

Muszę przyznać, że opowieść o zakazanej miłości Samanthy i Jace'a zaczarowała mnie. Wciągnęła zupełnie i nie pozwoliła się od siebie oderwać. Wciąż jednak, z tyłu głowy, dźwięczały mi słowa z okładki. Że nie będzie wesoło. Że coś się stanie. Coś tę sielankę zniszczy doszczętnie. No i faktycznie, jak się zaczęło sypać, to zupełnie. Zaczęło się na Nan, przeszło przez matkę, rodzinę chłopaka i skończyło się na nim samym. Istna katastrofa. Ale dlaczego? Jaka? Co do niej doprowadziło? Czy coś będzie w stanie wyciągnąć dziewczynę z marazmu? Cóż, o tym więcej w Moim życiu obok.

Nie będę ukrywać, książka jest świetna. Zafiksowałam się na niej i długo zostanie w mojej pamięci. Zawirowania wprowadzone przez autorkę mącą spokój i sprawiają, że wszystko staje się bardzo nieoczywiste. Przez to powieść staje się przewrotna i nieco mroczna. Mnie do siebie zupełnie przekonała, liczę, że i was Moje życie obok zachwyci. Zachęcam i z całego serca polecam.


Sil


18 listopada 2016

Koniec ("Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith)

"Co mnie zmieniło na zawsze" Amber Smith
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 392
Ocena: 6/6




Ten dzień. Ten dzień nie był pierwszym dniem jej nowego życia. A pewno był jednak ostatnim dniem starego. Początkiem, środkiem i końcem koszmaru. Jego kulminacją. Koszmar koszmarów, koszmarem przepleciony. Nie wiem, jak dałam radę przeczytać tę powieść. Nie wiem, jak mogłabym jej nie przeczytać…

Jeden dzień, jeden wieczór, jeden moment. Pięć minut. Trzysta sekund. Koniec życia.

Eden McCrorey ma czternaście lat i jej życie się skończyło. Pewnego zimowego dnia, w trakcie przerwy świątecznej, do jej pokoju wkrada się najlepszy przyjaciel jej starszego brata. Wszedł do jej łóżka, zdarł bieliznę, zadarł ulubioną koszulę nocną i brutalnie zgwałcił. A potem powiedział, że nikt jej nie uwierzy. Że jest szkaradą. I, że jeśli piśnie choć słówko, to ją zamorduje. Dziewczyna nie drgnęła, aż do świtu, mimo że cały akt trwał tylko pięć minut. A gdy rano do jej pokoju weszła matka… wcale nie zobaczyła obrazu zbrodni. Zobaczyła dziewczynę, której zapomniało się, że dostanie okres. Matka więc skrzętnie zebrała pościel, zaniosła do prania, a córce kazała się szybko umyć. Tak wyglądał pierwszy dzień koszmaru po koszmarze. A kolejne, choć Edy bardzo chciała, by były leprze, wpędzały ją tylko w coraz większe bagno. Wkrótce pędzącej za nią lawiny już nie dało się powstrzymać. Nie było już ratunku. Nie było odwrotu. Jedna wielka czarna dziura. Wydawało się, że spotkanie Josha coś może odmienić, że może on wydobędzie ją dołu, który wpadła. Pytanie tylko, czy Eden będzie gotowa z niego wyjść? Czy przyjmie wyciągniętą dłoń? Czy przestanie wciąż i wciąż zamykać drzwi przeszłości i zrozumie, że uratować ją może tylko ujawnienie? Istnieje tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Koniecznie musicie sięgnąć po najnowszą powieść Amber Smith, zatytułowaną Co mnie zmieniło na zawsze.

Ta książka naprawdę wiele w człowieku może zmienić. Gdy zaczynałam ją czytać (a w sumie lektura nie zajęła mi to nawet doby, a gdyby nie praca, to wystarczyłaby jedna noc), chciałam ją czym prędzej odłożyć na półkę. Zastanawiałam się nawet, czy nie mogłabym tego egzemplarza przekazać komuś innemu do przeczytanie. Przestraszyłam się tej książki, tego co się w niej wydarzyło i co jeszcze mogło się zdarzyć. Byłam przerażona i niemal pewna, że nie dam sobie rady z tym tematem. Chciałam wysiąść z tego pociągu jak najszybciej. I zapomnieć. A równocześnie, z każdą kolejną przeczytaną stroną czułam się z tą lekturą coraz lepiej. I nie chciałam przerywać czytania. Chciałam wiedzieć co jest dalej. W kolejnym zdaniu, kolejnym akapicie, na kolejnej stronie, w kolejnym rozdziale… Sen nie chciał mnie zmorzyć, mogłam tak czytać do świtu. Powstrzymał mnie jedynie zdrowy rozsądek. A i tak, długo po odłożeniu Co zmieniło mnie na zawsze, długo zastanawiałam się, co znalazłabym na kolejnych kartach tej historii. Czym jeszcze mogła mnie zaskoczyć. No i, co chyba najważniejsze, jaki będzie finał. Liczyłam na to, że mimo marazmu, w jaki wdepnęła główna bohaterka, wszystko dobrze się skończy. Może nawet łudziłam się, że będzie jakiś happy end? Czy go dostałam? Tego wam nie wyjawię. Powiem jednak, że zakończenie zasadniczo mnie usatysfakcjonowało. Autorka znalazła idealny balans między słodyczą i goryczą. Wszystko się w końcu… kończy. I to nie zawsze oznacza śmierć.

Zdecydowanie polecam. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.


Sil


14 listopada 2016

By być ("Trzynaście powodów" Jay Asher)

"Trzynaście powodów" Jay Asher
wyd. Rebis
rok: 2015
str. 272
Ocena: 5,5/6




Trochę ta książka u mnie poleżała. Przepraszam. Tym bardziej teraz, już po jej przeczytaniu wiem, że powinnam się była z nią zapoznać już dawno.

Clay nie potrafi pogodzić się z tym, co wydarzyło się kilka tygodni wcześniej. Nie rozumie, dlaczego Hannah odebrała sobie życie. Czemu odeszła tak młodo. Co spowodowało, że postąpiła tak, a nie inaczej. Tym bardziej po tamtym wieczorze, który spędzili razem. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że nigdy nie będzie mu dane dowiedzieć się w czym tkwił problem. Tak mu się wydaje, aż do dnia, gdy po powrocie ze szkoły na swoim łóżku znajduje paczkę. Bez adresu zwrotnego. Skierowaną do niego. W środku… z jakiegoś niezrozumiałego powodu znajdują się taśmy magnetofonowe. Kto teraz słucha taśm? Clay chwilę się zastanawia i w końcu uświadamia sobie, że może ich wysłuchać na starym sprzęcie używanym w warsztacie. Gdy jednak zaczyna się wsłuchiwać, wie już na pewno jedno – nie może dopuścić do tego, by wysłuchał ich ktoś inny poza nim. A przecież puszczając je z głośników, właśnie na to się naraża. Postanawia więc ukraść odtwarzacz i wyruszyć w najdłuższy spacer w swoim życiu. Czego w jego trakcie się dowie? Jakie tajemnicy okryje przed słuchaczami żyjąca jeszcze w trakcie nagrania Hannah? Dlaczego taśmy trafiły właśnie do chłopaka? Czy był on ich jedynym odbiorcą, a może wcześniej wysłuchała ich już cała rzesza ludzi? By dowiedzieć się tego, i wielu innym, zdecydowanie ważnych rzeczy, koniecznie musicie sięgnąć po Trzynaście powodów, czyli powieść Jay'a Ashera.

Od dawna chciałam przeczytać tę książkę. Równocześnie, za każdym razem gdy po nią sięgałam, zaczynałam się bać. Wiedziałam, o czym ma być. Zdawałam sobie sprawę, że fabuła będzie kręciła się wokół śmierci. Że ktoś zginie, a ktoś inny, a w zasadzie wiele ktosiów, będzie za to odpowiedzialnych. Tylko tak bardzo nieświadomych.

Z każdą wysłuchaną przez Clay'a stroną kasety coraz bardziej lubiłam Trzynaście powodów i równocześnie coraz bardziej nienawidziłam tej książki. Znienawidziłam również narratorkę taśm, która brutalnie uświadamiała słuchaczom ich przewinienia, nie tylko wobec niej, ale w ogóle wobec całego otoczenia. Tylko chłopak wciąż nie mógł zrozumieć, w jaki sposób jego i Hannah historia łączy się z tymi tragediami, które dziewczyna opisywała na kolejnych taśmach. Zrozumiał dopiero wtedy, gdy dotarł do opowieści o sobie i… Nie, nie. Tego wam nie zdradzę. Powiem tylko, że według mnie autor miał niesamowity pomysł na genialną powieść i niemal idealnie go zrealizował. Oczywiście w książce znajdują się przydługie opisy, które według mnie niewiele wnosiły, ale nie było ich za dużo i w zasadzie, w zalewie informacji i historii Hannah – znikały. Mnie ta książka do siebie przekonała, liczę i w was obudzi to, co najlepsze. Bo tego co złe, to po Trzynastu powodach, zdecydowanie mam dość.
Polecam.

Sil


11 listopada 2016

Stwórz legendę ("Gus" Kim Holden)

"Gus" Kim Holden
Seria: Promyczek
Tom: II
wyd. Filia
rok: 2016
str. 504
Ocena: 5/6


Powieść Promyczek przeczytałam kilka miesięcy temu. Nie było wtedy ze mną najlepiej i, jeśli ma iść o szczerość, trafiałam wtedy na wiele dramatycznych powieści. I nie, żebym to robiła specjalnie, to była jakaś czarna seria. Mimo wszystko jednak doceniałam te pozycje, a jeśli chodzi o książkę Kim Holden, to mnie w sobie nawet rozkochała. Dlatego z utęsknieniem czekałam na Gus'a, równocześnie mając nadzieję, że druga część cyklu nie będzie aż tak tragiczna. Czy moje oczekiwania zostały spełnione? Cóż…

Gustov Hawthorne potwornie przeżył śmierć swojej najlepszej przyjaciółki, która równocześnie była miłością jego życia. Gus tara się więc wycofać z życia. Unika studia nagrań, z tego względu biorą w łeb plany nagrania nowej płyty Rocka. Niestety, nie jest się w stanie wykręcić od trasy koncertowej po Europie, która już wcześniej została przełożona. Jedzie więc w nią, ale nie jest sobą. Zaczyna pić, szybko okazuje się, że to mu nie wystarcza. Nie chce iść do lekarza, bo nie chcę mącić sobie myśli lekami. Szczerze powiedziawszy chłopak zaczyna się staczać. Nie myje się, nie pierze swoich ubrań, nie jest w stanie udzielać wywiadów. Nie chce śpiewać piosenek, które pisał dla Promyczka. Nie chce, by ktoś o niej wspominał, ale sam katuje się wspomnieniami. W końcu wpada w spore kłopoty, daje się wciągnąć w brudny świat narkotyków i perwersyjnego seksu, z którego trudno mu się wyplątać. Równocześnie nikt tak naprawdę nie wie, co się z nim dzieje, koledzy z zespołu są przekonani, że z Gus'em jest lepiej, że był u lekarza i zażywa jakieś leki. Leki, a nie twarde narkotyki. Kiedy prawda wychodzi na jaw wydaje się, że nic nie jest w stanie odkręcić złych rzeczy, które się już podziały. I że z chłopakiem będzie jeszcze gorzej. Bo cóż może go w tej chwili uratować?  Szczególnie, że wkrótce po powrocie z trasy do domu, rusza w kolejną, już znacznie dłuższą, po całych Stanach Zjednoczonych.

Przez tę powieść, wbrew pozorom, było mi dużo ciężej przejść niż przez Promyczka. Tam drama rozpoczynała się z czasem. Zdążyliśmy pokochać bohaterów, przyzwyczaić się. Trudno było potem wytrzymać ten cały ból. W przypadku Gus'a dramat mamy od samego początku. Niemal cała książka to zapis rozpaczy chłopaka i stopniowego (baaaaaardzo powolnego wyłaniania się z tej jaskini, w jakiej się schował). Przyznam, że w pewnym momencie zwątpiłam, że kiedykolwiek będzie lepiej, że Gus sobie z tym całym bólem poradzi i będzie umiał dalej normalnie żyć. Do tego wszystkiego dochodzi w międzyczasie jeszcze jedna mocno skrzywdzona przez życie osoba – Scout. I wtedy dopiero wszystko się plącze.

Teraz, po zakończeniu lektury wiem, że warto było tej książce poświęcić sporo czasu. Ale gdy czytałam – nie zawsze było różowo. Ten cały dramat – nieustający wręcz, bardzo mnie męczył i dołował. Zdaję sobie sprawę, że takie było założenie. Jak w tej chwili o tym myślę, to jest to dla mnie nawet bardzo logiczne. Takie odwrócenie, przejście z dramatu Promyczka do dramatu Gus'a. I wyjście z niego. Tak miało być. Inaczej byłoby bezsensu. Szkoda tylko, że zrozumiałam to tak późno. Mam nadzieję, że wam będzie dane szybciej to wszystko ogarnąć. Bo warto.

Sil




9 listopada 2016

Zmiana ("Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?" Estelle Maskame)

"Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię?" Estelle Maskame
Seria: DIMLY
Tom: 3
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 368
Ocena: 5,5/6


Czekałam. Oj, bardzo długo (we własnym mniemaniu) czekałam na tę książkę. Na finał trylogii DIMLY. Pilnie wyczekiwałam na ostateczne rozwiązanie problemów dwójki młodych ludzi, których zdążyłam pokochać w dwóch poprzednich odsłonach tej serii. Gdy dowiedziałam się, że trzeci tom wkrótce się pojawi, byłam bardzo szczęśliwa, a gdy w końcu trafił w moje ręce, wiedziałam, że nie spocznę, nim nie poznam zakończenia tej opowieści. I tak spędziłam kilkanaście godzin – na poznawaniu dalszych losów Eden i Tyler. Przepadłam.

Za 3 tygodnie minie rok, odkąd Tyler przywiózł swoją ukochaną do Santa Monica i… niespodziewanie, tuż po oznajmieniu rodzinie, że są parą – wyjechał. Niby próbował wyjaśnić, niby tłumaczył, dlaczego to robi. I obiecał, że wkrótce wróci. Niemal rok… tyle czasu miała czekać Eden na jego ponowne pojawienie się. Tyle, że… dziewczyna przestała to robić już dość dawno temu. Przez wiele tygodni go wypatrywała. Czekała. Przez wiele płakała. W końcu jednak łez zabrakło, a płomienne uczucie zaczęło przeradzać się w nienawiść. Bo Tyler nie tylko nie pojawił się w rodzinnym mieście, ale i nie odbierał telefonu. Nie odpowiadał na smsy. Nie dawał znaku życia w portalach społecznościowych. Przepadł niczym kamień w wodę. Gdyby nie to, że utrzymywał kontakt ze swoją matką, macochą Eden, ta nie miałaby nawet pewności, czy żyje. Pewnego dnia zdecydowała więc, że już dłużej czekać nie będzie. Że więcej bólu nie zniesie. Zrozumiała, że on po prostu nie wróci. Nigdy. Przykre tylko, że zostawił ją samą z tą całą kabałą. Bo przy każdym powrocie do Californii słyszała szepty mijanych ludzi. Widziała nienawistne spojrzenie ojca. Niczym biczem smagana była okrutnymi słowami młodszego przybranego brata. Była chora. Była wykolejeńcem. Była nienormalna, bo zakochała się w przybranym bracie. A on, podobno, zakochał się w niej. Ale przecież – porzucił ją. Więc raczej nic do niej nie czuł. A skoro on mógł odstawić ją na boczny tor, to i ona mogła. Jak pomyślała, tak zrobiła. I już nie kochała Tylera. Co prawda niewiele zmieniło to w jej otoczeniu, ale przynajmniej poczuła się wolna. Do momentu, gdy przeszłość niespodziewanie wróciła i upomniała się o swoje.

Jak widać, nie tylko ja czekałam. Tak samo, a może nawet i bardziej intensywnie, czekała Eden. Ona jednak w pewnym momencie złożyła broń i postanowiła zapomnieć, ja natomiast wierzyłam, że będzie mi dane doczekać szczęśliwego zakończenia. Tylko, czy tej dwójce w ogóle takie było pisane? O to zdecydowanie najbardziej się martwiłam. Wciąż się zastanawiałam, jak autorka wyprowadzi całą historię na prostą ścieżkę. Czy jej się to uda? Powątpiewałam. Nie mieściło mi się w głowie, jak można byłoby rozwikłać ten galimatias. Nie będę wam zdradzała czy, a jeśli tak, to jak, autorka to zrobiła. To pozbawiłoby sensu czytanie ostatniej odsłony DIMLY, a przecież nie o to chodzi, prawda?

Mnie Czy wspominałam, że za Tobą tęsknię? Przypadło do gustu. Powieść czytało mi się znakomicie, z wielkim zaangażowaniem, a miejscami i z zapartym tchem. Chciałam więcej i więcej. Książka tak mnie pochłonęła, że nawet nie zauważyłam, że już zmierzam ku końcowi. Ten odrobinę mnie zawiódł, nie na tyle jednak, bym uznała, że potencjał tej historii został zaprzepaszczony. Co to, to nie.

Czytało się wyśmienicie. Tak samo poznawało się całe DIMLY. Znakomicie. W związku z czym zdecydowanie zachęcam i was do lektury. Naprawdę warto.


Sil


7 listopada 2016

Z daleka od przeszłości ("Fobos" Victor Dixen)

Seria: Fobor
Tom: 1
wyd. Moondrive
rok: 2016
str. 456
Ocena: 4,5/6



Bardzo długo czekałam na tę powieść. Nie było mi dane otrzymać jej zgodnie z własnym pierwotnym planem. Nie wypalił również plan zapasowy. Na szczęście dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej księgarni Fobos w końcu trafił w moje ręce. Oczekiwałam pasjonującej i równocześnie przerażającej podróży. Co otrzymałam? O tym szerzej poniżej.

L󠇉èonor ma osiemnaście lat i pochodzi z Francji. W jej życiu nic nigdy nie było idealne i piękne, choć dziś, gdy Atlas Capital odkrył, kto poleci z misją na Marsa, wiele osób za taką właśnie ją bierze. A ona zataja przed wszystkimi swoją ciemną stronę. Wie, że bierze udział w największym show wszechczasów. Że przez kilka następnych miesięcy jej życie codzienne będzie rozkładane na części pierwsze przez telewidzów, a jej życie miłosne będzie poddawane dogłębnej analizie. Bo program, do którego przystąpiła skupia się na jednym wydarzeniu dziennie – sześciominutowej randce z jednym z szczęściu chłopców znajdujących się w drugiej części statku Cupido. Lèo postanawia, że jej randkami nie będzie rządziło ani pragnienie, ani żadne inne uczucia. Wszystko zostanie przeprowadzone zgodnie z zasadami logiki. Pierwszy chłopiec zostanie wylosowany, a kolejnych ułoży względem niego alfabetycznie. Z każdym spotka się więc raz na 12 tygodni, i w tym czasie każdemu pozwoli spotkać się ze sobą tylko raz. Tak według niej będzie najuczciwiej i najsprawiedliwiej. Nie bierze jednak pod uwagę, że już pierwsza randka w jej wykonaniu może okazać się przełomowa. Marcus, którego w jej imieniu wylosowuje prowadząca program, okazuje się być nie tylko jej zupełnym przeciwieństwem, ale i równocześnie w jakiś magiczny sposób – jej ideałem. Dziewczyna nie może sobie jednak pozwolić na odstąpienie od własnych reguł. Informuje rzetelnie o nich Marcusa i informuje, że zgodzi się tylko na jedna randkę z nim w ciągu najbliższych 12 tygodni, na innych się nie zjawi. Trudno się więc dziwić, że przez kolejne szybkie randki przechodzi bez widoku chłopaka, który nie tylko umieszcza ją na ostatnim miejscu swojej Listy Serc, ale i zupełnie ją ignoruje. Aż do czasu…

Trudno mi się do tego przyznać, ale nie czytało mi się tej książki dobrze. Przynajmniej nie na początku. Połowę powieści niemal przecierpiałam. Nie wiem co było powodem tak kiepskiego przeze mnie odbioru tej lektury, ale czytało mi się ją po prostu źle. Próbowałam codziennie i udawało mi się przejść przez maksymalnie kilka stron. Myślę, że chodziło przede wszystkim o podział historii na tak wiele planów, które były tak wyraźnie oddzielane od siebie. Do tego coś nie pasowało mi w narracji. Z czasem jednak przywykłam do sposobu, w jaki autor ujął swoją historie i nawet ją polubiłam. A na koniec nawet się w nią wciągnęłam i trudno mi było się od niej oderwać. Ot co – typowa huśtawka emocjonalna. Po zakończeniu lektury mogę powiedzieć, że wam ją polecam. I zdecydowanie stwierdzić, że nie można się w jej wypadku za szybko zniechęcać, bo można stracić okazję na zapoznanie się z bardzo ciekawą powieścią. Zachęcam do lektury. Sama czekam na kolejną część.

"...jestem po prostu L󠇉èonor  i jestem zakochana..."


Sil

Książkę otrzymałam od księgarni Matras

28 października 2016

Nowe rozdanie ("Nowe pokolenie" Agnieszka Lingas-Łoniewska)

"Nowe pokolenie" Agnieszka Lingas-Łoniewska
Seria: Zakręty losu
Tom: 4
wyd. Novae Res
rok: 2016
str. 284
Ocena: 6/6



Niemal dokładnie tok temu spacerowałam po Krakowskim rynku i wsłuchiwałam się w głos mojej przyjaciółki autorki – Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Opowiadała mi o swoim nowym pomyśle, którego uwieńczenie właśnie trzymam w dłoniach, a niedawno skończyłam je czytać – zresztą po raz kolejny.

Minęło kilkanaście lat od wydarzeń wieńczących trylogię Zakrętów losu. Bracia Borowscy, wraz ze swoimi rodzinami, wciąż mieszkają w pięknym Wrocławiu. Nie da się zaprzeczyć, że są przeszczęśliwi i nic ich nie niepokoi. Wciąż jednak czekają na ruch ze strony wroga. Bo przecież – ONI nigdy nie zapominają. Nie wybaczają. Nie zostawiają w spokoju. Dlatego właśnie Łukasz i Krzysztof są tak ostrożni. Od najmłodszych lat uczyli swoje dzieci, by wzajemnie o siebie dbały i zawsze były blisko siebie. Równocześnie nigdy im nie zdradzili, dlaczego tak bardzo im zależy, by się nawzajem chroniły. Jak podchodziła do tego owa młodzież? Czasem poważnie główkowali, w czym rzecz z tą rodzicielską nadopiekuńczością. Zwykle jednak przymykali na nią oko i ewidentnie ignorowali. Zżyli się ze sobą i dobrze się dogadywali. Banda naprawdę była ze sobą zgrana. Oczywiście nie zawsze układało się między nimi idealnie szczególnie, że nie wszyscy byli połączeni ze sobą więzami krwi.

Iga nie wiedziała, jak zapanować nad płomieniem, który spalał ją od środka.
Olga ciągle się miotała między pragnieniem buntu a wpojonym jej posłuszeństwem.
Kamil taił coś przed wszystkimi.
Kacper nie chciał, by jego uczucia wyszły na jaw, choć był niemal pewien, że są odwzajemnione.

Kiedy wszyscy zajęli się dręczącymi ich problemami, przestali być czujni i ostrożni. Co gorsza – przestali stanowić jedność. A tylko to chroniło ich jako rodzinę. Stali się więc bezbronni i podatni na ingerencję z zewnątrz, a to doprowadziło ich przed oblicze śmierci.

Czy Banda Borowskich, prawdziwe Nowe Pokolenie wykaraska się z kłopotów, w które bezmyślnie się wpakuje? Czy cała historia skończy się dobrze? Kto tak naprawdę zagraża ich bezpieczeństwu? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie zapoznać się z najnowszą powieścią Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, czyli czwartym tomem Zakrętów losu.

Muszę się wam do czegoś przyznać. Nigdy nie należałam do teamu zapaleńców, którzy pragnęli poznać dalsze losy Braci Borowskich. Dla mnie ta opowieść była definitywnie zamknięta. W sumie to zamknęła się po drugim tomie. Nie mówię, że nie podobała mi się Historia Lukasa. Oczywiście, że się podobała! Ale przed jej powstaniem nie czułam zniewalającej potrzeby poznania jej. Zresztą – Lukasa polubiłam bardzo późno. Na pewno znacznie późnij, niż zdobył serce autorki. Widziałam też, jak wiele kosztowała Agnieszkę Lingas-Łoniewską praca nad finałem serii. Całkiem możliwe, że w związku z tym, jak wiele Lukas z niej wyciągnął – nie planowała powrotu do tej opowieści. Aż… poczuła potrzebę, by przedstawić nam Nowe Pokolenie. Dziś jej za nie dziękuję. Już nie wyobrażam sobie Zakrętów losu bez Igi, Kacpra, Olgi i Kamila. Stali się oni dla mnie równie ważni jak ich rodzice.

Tej historii na pewno potrzebny był czas. Dzięki temu, że czwarty tom ukazał się dopiero teraz, emocje miały czas opaść, a czytelnicy przywykli do myśli, że kontynuacji nie będzie. Dlatego wydaje mi się, że Nowe Pokolenie nie tylko z entuzjazmem, ale i z przekonaniem, że dokładnie tego w tej serii brakowało. Ostatni tom dopełnia tę historię. Jest wspaniały i wciągający, można go czytać wciąż i wciąż i dalej nie ma się dość. Agnieszka Lingas-Łoniewska jak nikt potrafi czytelnikowi przekazać ogrom emocji: miłość, namiętność i napięcie towarzyszy nam na każdym kroku. Nie będę ściemniać. Nowe Pokolenie warte jest każdej poświęconej mu minuty. Zdecydowanie polecam.

Sil


6 października 2016

Prawo Georgii ("Prawo Mojżesza" Amy Harmon)

"Prawo Mojżesza" Amy Harmon
wyd. Editored
rok: 2016
str. 360
Ocena: 5/6




Ktoś kiedyś powiedział, że ta książka nie kończy się dobrze. Ktoś kiedyś wspomniał, że dla jej bohaterów nie ma szans na szczęśliwe zakończenie. Ktoś kiedyś dawał do zrozumienia, że z tej mąki nie będzie chleba, a koniec końców wszyscy skończą źle. Czy ten ktoś miał racje? Czy gdy z góry się założy, że nic z tego dobrego nie będzie, łatwiej pogodzić się z tragicznym losem? A może… może to nas tylko podjudzi? Może to sprawi, że będziemy walczyć, gryźć, rozszarpywać – by tylko nie skończyło się tak, jak wszyscy przewidują. Może…

Mojżesz Wright urodził się ze skazą. Swoistym pęknięciem. Nie była to jednak wada widoczna gołymi oczami. Tę szczelinę czuł i widział przede wszystkim on. Bo to przez nią wydostawały się na zewnątrz koszmary. Gdy się tylko pojawiały chłopak przestawał być sobą, stawał się dziki i nieokiełzany. Bez szans na zrozumienie przez otoczenie. Szalony, wręcz obłąkany. Znajdował odpowiednie miejsca i oddawał się jedynej rzeczy, która pozwalała mu na ukojenie. Malował. Niestety – zwykle bez zgody właściciela, w związku z czym nieustannie pakował się w tarapaty. Dużo gorzej jednak przedstawiała się kwestia tego, kogo dokładnie chłopiec uwieczniał na swych malowidłach. Zmarli i zaginieni – to ich podobizny i czynności z dnia powszedniego przedstawiał w swych dziełach. Obrazy były nie tylko przerażające, ale i fascynujące. Na swój sposób piękne i pociągające. I takie… prawdziwe. Na tyle realne, że Mojżesza zaczęto podejrzewać o mordercze skłonności.

Georgia Shepherd o Mojżeszu słyszała od najmłodszych swoich lat. Całe miasteczko o nim plotkowało. Chłopiec co roku przyjeżdżał w wakacje do swojej babci, która mieszkała obok rodziców dziewczyny. Już wtedy George była zafascynowana chłopcem, a to uczucie nabrało na sile, gdy Mojżesz tuż przed swoimi osiemnastymi urodzinami przeprowadził się do babci (a w zasadzie prababci) na stałe. Jednak za każdym razem, gdy ona próbowała się do niego zbliżyć, on z premedytacją ją odpychał. A potem… potem to już zaczęła się zupełnie inna historia.

Musze przyznać, że nie spodziewała się po tej powieści… tego wszystkiego. Jakoś inaczej zarysowałam sobie wcześniej w głowie całą tę powieść. W ogóle nie brałam pod uwagę, że ona będzie o tym, o czym w rzeczywistości była. A gdy się już dowiedziałam, o czym Prawo Mojżesza będzie traktować – przeraziłam się. Myślałam, że nie przeczytam tej książki. Byłam przekonana, że będę ją męczyć miesiąc, jak nie lepiej, a na koniec, zgodnie z obietnicą autorki, będę cierpieć. Ale mniej niżbym mogła, bo w końcu od początku znałam zakończenie tej historii. Jak się jednak okazało, w Prawie Mojżesza niczego nie można było być pewnym. Również tego, a może przede wszystkim tego, że wszystko stanie na głowie.

Mimo powyższych słów jednego jestem pewna – Prawo Mojżesza to wspaniała książka, której warto poświęcić czas. Zdecydowanie polecam.


Sil

3 października 2016

Płot ("Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West)

PREMIERA 12.10.2016

"Chłopak z sąsiedztwa" Kasie West
wyd. Feeria Young
rok: 2016
str. 341
Ocena: 5/6


Czasem poszukiwanie czegokolwiek mija się z celem. Czasem wszystko, czego pragniemy i potrzebujemy znajduje się tuż za mitycznym płotem.
Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele posiadamy, póki tego nie stracimy. Jednak gdy już upadniemy, to czy podnosząc się będziemy w stanie odzyskać straconą szansę?

Charlotte Reynolds to… dziewczyna. Tak, w stu procentach dziewczyna. W zasadzie nie ma w tym stwierdzeniu nic niezwykłego, tylko czy ona na pewno się tak czuje? Od urodzenia dorastała z samymi chłopakami. Jedynym żeńskim odnośnikiem w jej życiu była matka, która zmarła, gdy Charlie miała sześć lat. Nic więc dziwnego, że dziewczyna nie tylko czuje się, ale też zachowuje jak chłopczyca.
W życiu Charlie poza rodzinom i przyjacielem liczy się tylko jedno – sport. Biegi, koszykówka, baseball – wszystko dobre. Nic jej nie jest straszne. Nawet szybka jazda samochodem. A może właśnie jej powinna się wystrzegać? Bo właśnie od szybkiej jazdy zaczynają się jej problemy. Mimo tego, a może właśnie dlatego, że jej tata jest policjantem, nie udaje jej się wyłgać od kolejnego mandatu. Ojciec nie kryje swojego wzburzenia i stawia twarde warunki. Charlie musi sama zarobić na te wydatki. Do tego musi odpracować wartość o jaką ojcu zostanie podniesiona składka ubezpieczenia auta. Dziewczyna jest załamana, w końcu dopiero co zaczęły się wakacje, na które miała tak wiele ciekawych planów. Teraz ze względu na pracę będzie musiała je zredukować. A może nie uda się jej znaleźć żadnego zarobku? Niestety, i ten plan spala na panewce – bo dorywcze zajęcie udaje się jej zdobyć w ciągu jednego przedpołudnia. Praca niby tylko kilka dni w tygodniu, ale przede wszystkim popołudniami. Z tego powodu Charlie nie może wieczorami biegać, a tylko odpowiednie zmęczenie fizyczne zapewniało jej noce bez koszmarów. I właśnie wtedy pojawia się rozwiązanie, czyli płot.

Chłopak z sąsiedztwa autorstwa Kasie West to bardzo fajna, wciągająca, a także mało skomplikowana powieść o dorastaniu i walce nastolatków z dręczącymi ich problemami. Historię Charlie czyta się z przyjemnością, a jedyną niewiadomą stanowią koszmary, które dręczą główną bohaterkę. Dziwiła mnie w zasadzie tylko jedna kwestia – podejście Charlie do własnych problemów. Dziewczyna jest naprawdę zżyta z rodzeństwem, i nikomu przez lata nie wspomniała o tym, że nie potrafi przespać spokojnie nocy. Bracia i przyjaciel też nigdy nie zastanawiali się, dlaczego ona tak wiele poświęca sportowi, również wieczorami. Charlie dopiero nocą, pod płotem, wyznaje z czym się od lat boryka. Ta nietypowa spowiedź pozostaje jednak tajemnicą jej i chłopaka z sąsiedztwa i nie ma szans wypłynąć za dnia.

Czy dziewczyna poczuje się kiedyś tak, jak każda jej rówieśniczka czuć się powinna? Czy zainteresuje się nią jakikolwiek chłopak? Czy dojdzie do tego, skąd biorą się jej senne koszmary? By znaleźć odpowiedź na te, oraz na inne pytania, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Kasie West zatytułowaną Chłopak z sąsiedztwa. Gorąco polecam.

Sil



30 września 2016

Niewidzialni ("Coś świętego" Sarah Dessen)

"Coś świętego" Sarah Dessen
wyd. Harper Collins
rok: 2016
str. 384
Ocena: 5/6





Czasami ścieżki życia dziwnie się plączą, przenikają się, nachodzą na siebie i prowadzą nie tam, gdzie byśmy chcieli. Podążamy nimi bezwiednie, a gdy zaczynamy zastanawiać się, co się dzieje, nagle okazuje się, że jesteśmy w punkcie, do którego nigdy nie planowaliśmy dojść. Droga powrotna bywa żmudna i pracochłonna. Czasem w ogóle nie jest możliwe cofniecie się o kilka kroków i wrócenie do miejsca, w którym zbłądziliśmy. Zwykle podjęte przez nas decyzje odciskają się piętnem na nas samych oraz na naszych bliskich. Gorzej, gdy inni nie tylko nie mogą, ale i nie chcą zapomnieć nam naszych błędów z przeszłości. Jeszcze gorzej, gdy pokutujemy z powodu czyichś błędów. Jak z tym żyć?

Sydney Stanford jeszcze do niedawna żyła w bardzo komfortowych i cieplarnianych warunkach. Uwielbiała swojego starszego brata i była w niego wpatrzona jak w obrazek. Śledziła każdy jego krok, robiła to co on. Peyten był w centrum wszechświata, i to nie tylko jej, ale i ich rodziny, przyjaciół oraz zupełnie obcych ludzi. W związku z tym Syd była zwykle dla otoczenia niewidzialna. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Nikt nic specjalnego od niej nie chciał. Dziewczyna do tego przywykła, może niezupełnie to akceptowała, ale jakoś z tym żyła. Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy Peyton zaczął dość hulaszcze życie. Narkotyki i alkohol były na porządku dziennym. Do tego chłopak zaczął kraść, a przecież pochodził z dość zamożnej rodziny. Każda wpadka kończyła się przywiezieniem przez policję i odwykiem. Niestety, chłopak zwykle dość szybko wracał do poprzednich nawyków. Jednak ostatnie tego typu zamieszanie jakby coś poprzestawiało w jego priorytetach. Przestał szaleć. Niemal zaczął się zachowywać jak dawniej. Nawet pracę znalazł. Dwa dni przed końcem zwolnienia warunkowego coś w niego strzeliło. Po kolejnej dniówce wsiadł do auta i pojechał do kolegi, a tam się upił. Niestety, to mu nie wystarczyło. Po zakrapianej imprezie usiadł za kółkiem i udał się w drogę do domu. Niestety, nie było mu dane do niego dojechać. Zdarzył się tragiczny w skutki wypadek, który naznaczył nie tylko jego, ale i całą jego rodzinę.

Po wypadku i sprawie sądowej Sydney postanawia zmienić coś w swoim życiu – po pierwsze – zmian szkoły. To ma pomóc jej otrząsnąć się po tragedii. Czy tak faktycznie będzie? Czy dziewczyna wśród nowego otoczenia znajdzie to, czego potrzebuje? Czy będzie jej dane poznać właściwych ludzi? Czy w końcu stanie się widzialna? A może, tak jak brat, dość szybko wpadnie w złe towarzystwo? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Sarah Dessen zatytułowaną Coś świętego.

Muszę przyznać, że ta książka nie od razu mnie do siebie przekonała. Przez pierwszych kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt stron poznawaliśmy historię Syd i jej brata, która, szczerze powiedziawszy, nie była zbyt ciekawie opowiedziana. Niby została dość zwięźle streszczona, ale równocześnie jakoś tak nieinteresująco o bardzo wymijająco. Dużo trzeba było sobie dopowiedzieć i zwracać uwagę później w trakcie lektury, bo dopiero wówczas odnajdowało się elementy układanki, której wcześniej wcale do końca nie odsłonięto.

Ogólnie powieść, oczywiście już po rozkręceniu, naprawdę mi się podobała. Była nie tylko ciekawa, ale i bardzo prawdziwa. Czasami, a w sumie do pewnego momentu nawet dość często, Sydney mnie denerwowała. Nie mówiła nikomu prawdy, urywała się w swojej skorupie jak ślimak. Na szczęście z biegiem czasu i stron to się zmieniło. I chyba przede wszystkim to mnie urzekło.

Coś świętego szczerze polecam. Warto.

Sil



28 września 2016

Bałagan drogą do klęski ("Skazani na zagładę? 15 sierpnia 1944. Sen o wolności a dramatyczne realia" Agnieszka Cubała)

"Skazani na zagładę? 15 sierpnia 1944. Sen o wolności a dramatyczne realia" Agnieszka Cubała
wyd. Bellona
str. 355
Ocena: 4,5/6


Jakoś tak jest, że 15 sierpnia jest datą wyjątkową w naszej historii. Na ten dzień przypadają trzy wielkie wydarzenia. Po pierwsze święto Wojska Polskiego, po drugie rocznica cudu nad Wisłą z roku 1920 i na sam koniec święto Matki Boskiej Zielnej i Matki Boskiej Zwycięskiej (nawet nie wiedziałem, że są dwie). Dzięki pasjonatce Powstania Warszawskiego pani Agnieszce Cubała dowiadujemy się, że była to data przełomowa również w trakcie Powstania Warszawskiego. Na 355 stronach swojej najnowszej książki pod tytułem "Skazani na zagładę? 15 sierpnia 1944. Sen o wolności a dramatyczne realia" autorka przedstawia wydarzenia dziejące się w poszczególnych dzielnicach Warszawy i trochę dalej. Tak dobrze zrozumieliście. Cała książka jest o tym jednym, jedynym dniu. Niektóre książki o całym Powstaniu Warszawskim są o połowę krótsze. Na tych wszystkich stronach znajdziemy olbrzymią ilość unikatowych zdjęć, mapy, przedruki plakatów, wycinki gazet, a przede wszystkim przeczytamy relacje światków wydarzeń, przemyślenia oraz wypowiedzi ludzi istotnych dla Warszawy. Te wszystkie materiały źródłowe już same w sobie, zebrane w jednym miejscu są cenne, a do tego autorka bardzo celnie i kompleksowo je komentuje oraz wyciąga wnioski, które bardzo wiele wyjaśniają.

Ta książka ma naprawdę w sobie wszystko co przyciąga moją uwagę i zapewne uwagę wielu kupujących "oczami". Twarda, porządna okładka wpisująca się w patriotyczną modę. Liczne ilustracje, zdjęcia, mapy i tym podobne. Do tego należy dodać przystępny język. Same zalety, a jednak coś nie zagrało. Otóż długo przy czytaniu czułem się zagubiony. Często zdarzało się tak, że ilustracje stawały się przerywnikiem jakiegoś akapitu, myśli w tekście. Po zapoznaniu się z grafikami powrót do przerwanej myśli był dla mnie trudny. Może się tylko czepiam, bo jestem słaby w te klocki, ale musiałem się tym podzielić.

Wraz z każdą kolejną książką o Postaniu Warszawskim mój obraz tego wspaniałego zrywu wyzwoleńczego zmienia się bardzo diametralnie. Zwykli szeregowi powstańcy i cywile to najprawdziwsi bohaterzy. Zupełnie inaczej podchodzę do dowódców tego powstania i "Skazani na zagładę? 15 sierpnia 1944. Sen o wolności a dramatyczne realia" tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Dowódcy wiele miesięcy, a nawet lat planowali powstanie, a wybuchło w najmniej odpowiednim momencie i to przy braku wsparcia jakichkolwiek sojuszników, ba nawet przy bardzo niesprzyjających warunkach. Nie ma zaplanowanych źródeł i sposobu dostaw dla walczącej armii w odciętym mieście. Zachodni alianci o wybuchu powstania dowiadują się w dniu 1 sierpnia. Polski rząd na uchodźctwie żąda od Anglików zapewnienia dostaw lotniczych już i natychmiast i to w czasie, gdy Polska została rok wcześniej oddana w strefę wpływów ZSRR. Naiwnie dowódcy liczyli na pomoc i wsparcie armii czerwonej, mimo iż mieli informacje, że ta zwalcza oddziały AK. Ci sami ludzie byli zaskoczeni, że dowództwo lotniczych operacji specjalnych wykonało 15 sierpnia ostatni lot nad Warszawę z powodu strat wynoszących około 30% i niewielkiej efektywności tych lotów. Dodatkowo Armia Krajowa nie była w stanie dostać się do walczącej Warszawy mimo licznych i krwawych prób. Rozpaczliwy i nieprzemyślany rozkaz nakazujący marsz na odsiecz Warszawie bardzo szybko został odwołany, bo straty w chaotycznie kierujących się do stolicy oddziałów były olbrzymie. Ktoś po prostu nie przewidział wcześniej takiej operacji i potem wyszło jak wyszło. Zastanawiające jest to, że w walczącej Warszawie był olbrzymi niedobór broni i amunicji, ale niemal natychmiast miasto zostało zalane prasą powstańcza na którą składało się co najmniej 150- 180 czasopism i periodyków. Naprawdę zastanawiam się jak tacy ludzie zostali dowódcami? Mam nadzieję chociaż, że na ich błędach uczą się kolejne pokolenia generałów polskiej armii. Mam nadzieję, że lektura tej książki pozwoli wam wysunąć swoje własne wnioski, a może utwierdzi was w waszych przekonaniach lub diametralnie zmieni wasze podejście do Powstania Warszawskiego. Bardzo interesujące jest to jak jeden dzień w walczącym mieście rozjaśnia wszystkie dalsze następstwa i przyczyny klęski powstania.


Artur Borowski

23 września 2016

Miejsce na miłość robi ból ("Bez winy" Mia Sheridan)

PREMIERA 28.09.2016

"Bez winy" Mia Sheridan
wyd. Otwarte
rok: 2016
str. 418
Ocena: 5/6



Na Bez winy przyszło mi chwilę poczekać. Nie dlatego, że nie udało mi się jej przeczytać przed premierą – co to, to nie. Ale to, czy w ogóle będę ją czytać – stało dość długo pod znakiem zapytania. Na szczęście przyszedł dzień, w którym nie tylko poinformowano mnie, że będę miała możliwość jej recenzowania, ale i od razu otrzymałam niezbędny plik. I tak oto, niezwłocznie po zakończeniu poprzedniej lektury, zaczęłam zapoznawać się z najnowszym dziełem Mii Sheridan.

Kira Dallaire od roku się ukrywa. Unika znajomych ludźmi, a w szczególności ojca, który rok wcześniej zmienił jej życie w piekło. Teraz, po jej powrocie z Afryki zanosi się na powtórkę z rozrywki. Za wszelką cenę chce, by dziewczyna tańczyła jak on jej zagra. Ona jednak nie ma zamiaru się z tym godzić. Chce powiedzieć głośne nie, ale nim wybrzmi ono z jej ust, planuje zabezpieczyć swoje tyły. Do tego jednak potrzebuje wsparcia. Jedyna nadzieja w babci, a raczej w majątku, który zostawiła jej w spadku. Nie ma jednak łatwej drogi do tej fortuny. Jedna – wiek, jest nie do przyspieszenia. Druga – ślub, jest niemal niemożliwa do realizacji. W końcu, by wyjść za mąż, trzeba mieć za kogo. A Kira ewidentnie nie ma. Niby może poszukać męża z ogłoszenia, ale czy to wyjście z sytuacji? Nie za bardzo. Na szczęście, niemal jak gwiazdka z nieba, spada jej w banku ON. Przystojny i ewidentnie skrzywdzony przez życie. Ale nie tylko przez życie… ON – Grayson Hawthorn. Tylko, czy mężczyzna przystanie na nietypową propozycję? Czy da wiarę historii, którą opowie mu Kira. Czy zdecyduje się poświęcić kilka miesięcy swojego życia, by zacząć wszystko od nowa? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po przez wielu wyczekiwaną powieść, jaką jest Bez winy, autorstwa Mii Sheridan.

Powiem szczerze, z jakiegoś (zupełnie niezrozumiałego dla otoczenia i mnie samej) powodu, wymyśliłam sobie, że Bez winy jest kontynuacją Bez słów. Długo utwierdzałam się w tym przekonaniu, z niecierpliwością oczekując premiery tej książki. Zastanawiałam się, których bohaterów autorka weźmie na celownik. Co wymyśli. Jak to opisze. Podczas gdy ja roiłam sobie te niestworzone historie ogół mojego blogerskiego otoczenia dobrze wiedział, że te dwie powieści, poza autorką, nie mają nic ze sobą wspólnego. Dobrze chociaż, że zostałam uświadomiona jeszcze przed rozpoczęciem czytania. Mimo wszystko szkoda, że powieść jednak nie była kontynuacją Bez słów. Nie mówię, że była zła, ale ja bym chętnie przeczytała kolejną część. Bo Bez winy, to zdecydowanie zupełnie inna bajka. Inna historia. Inne podejście do tematu. Nawet (w mojej opinii) nieco gorsza niż Bez słów. Nie wciąga tak mocno. Nie intryguje tak bardzo. Nie budzi takiej obsesji, jaką budziło we mnie Bez słów. W związku z tym czytało mi się ją odrobinę gorzej, a co za tym i odrobinę dłużej niż poprzednią powieść autorki. Akcja rozwijała się w spodziewanym przez czytelnika kierunku. Oczywiście nie brakowało zwrotów akcji, ale nie powalały one na kolana, nie ścinały krwi w żyłach i nie budziły we mnie takich emocji, jakich się spodziewałam. Zakończenie było piękne, ale jednak dość przewidywalne.

Nie chcę by ktoś pomyślał, że ta książka mi się nie podobała. Bo podobała się. Ale nie dorównała poprzedniej. Może gdybym przeczytała ją przez poprzednią, moje odczucia byłyby inne. A tak, pozostaje mi tylko powiedzieć, że Bez winy to bardzo fajna książka, godna uwagi tej jesieni. Zachęcam.

Sil


22 września 2016

Bez winy - zapowiedź

W połowie przyszłego tygodnia do księgarń trafi najnowsza powieść Mii Sheridan za tytułowana Bez winy. Ja lekturę mam już za sobą, recenzja wkrótce. Książkę mogę z czystym sumieniem polecić, jest co czytać :)



"Nowa powieść autorki bestsellera „Bez słów”
Kira nie ma grosza przy duszy, za to mnóstwo kłopotów. W przeszłości odebrano jej to, co najważniejsze. Teraz musi postawić wszystko na jedną kartę, aby odmienić swój los.

Grayson walczy o przerwanie pasma życiowych niepowodzeń, ale przytłaczający ciężar wyrzutów sumienia kruszy resztki jego nadziei na lepsze jutro. Kira składa mu propozycję, która może go ocalić. Wystarczy tylko, że złoży przysięgę, nawet jeśli nie zamierza jej dotrzymać…

Obiecali sobie wieczność, nie wiedząc, że jedna chwila może odmienić całe życie.

Czy miłość da im kolejną szansę, choć żadne z nich nie jest bez winy?"

12 września 2016

Międzywymiarowa nauczka ("Taniec w ogniu" Josephine Angelini)

"Taniec w ogniu" Josephine Angelini
seria: Próba ognia
tom: II
wyd. Jaguar
rok: 2016
str. 488
Ocena: 4,5/6

Dokładnie rok temu czytałam Próbę ognia. W sumie sama nie byłam tego świadoma, póki nie przypomniał mi o tym portal społecznościowy. Zasadniczo to nawet dość fajne uczucie, gdy okazuje się, że coś jest tak cykliczne. I to przez przypadek. Ciekawe…

Lily i Rowan uciekając ze świata przepełnionego magią i wszędobylskimi Splotami trafiają do rzeczywistości dużo bardziej znanej jej niż jemu. Ciało dziewczyny jest w opłakanym stanie po dość długim przebywaniu w stosie. Na szczęście dość szybko zostają odnalezieni przez mamę i siostrę Lily, dzięki czemu Rowan niemal niezwłocznie może przystąpić do leczenia swojej wiedźmy. Nie jest to jednak zadanie łatwe, ze skóry czarownicy nie zostało już praktycznie nic, musi więc wyhodować ją od nowa i nanieść na ciało, a te musi ją przyjąć. Jak się można było spodziewać, gdy Lily przebywała w świecie równoległym, u niej w domu czas nie stał w miejscu. Co więcej, nieobecność dziewczyny nie przeszła niezauważona. W jej poszukiwania zostało wplątane FBI. Prześladowano zarówno jej matkę jak i ojca. Najbardziej jednak oberwało się Tristanowi, w końcu to chłopak widział ją jako ostatni. Przyjaciele krzywo na niego patrzyli, nie mógł jeździć na rozmowy kwalifikujące na studia, bo zabroniono mu opuszczać stan, przez co jego plany związane ze studiami medycznymi zostały definitywnie przekreślone. Gdy jego przyjaciółka i równocześnie miłość jego życia niespodziewanie wraca do Salem, koniecznie chce się z nią zobaczyć. Niestety, stan jej zdrowia oraz Rowan, na to nie pozwalają. Czy Tristan przełknie tę gorzką pigułkę? Czy Lily dojdzie do siebie? Czy dziewczynie uda się uwolnić od bardzo przenikliwej agentki FBI? Czy Tristan przebaczy jej to nagłe zniknięcie i całe zamieszanie, jakie spowodowała w jego życiu? Czy Rowan odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy serce Lily będzie dość pojemne, by pomieścić ich obu? By się tego dowiedzieć, koniecznie należy sięgnąć po najnowszą powieść Josephine Angelini zatytułowaną Taniec w ogniu.

Historia Lily, Rowana i Tristana jest bardzo ciekawa i osadzona przez autorkę w bardzo ciekawych realiach. Niestety, Taniec w ogniu nie do końca przypadł mi do gustu. Dość długo czytałam tę powieść i wbrew temu, co zwykle przytrafia mi się w takich przypadkach, czytało mi się coraz gorzej, zamiast coraz lepiej. Mam wrażenie, jakby autorka odrobinę zaprzepaściła potencjał, jaki tkwił w tej opowieści. Bo pomysł jest świetny i jego przedstawienie w Próbie ognia wypadło o wiele lepiej niż w Tańcu w ogniu. Często tak bywa, że kolejne części cyklu nie utrzymują poziomu. Mam jednak nadzieję, że autorka się poprawi i w kolejnej odsłonie będzie już o wiele lepiej. Bo oczywiście całość skończyła się w taki sposób, że teraz mam ogromną ochotę na poznanie dalszych losów bohaterów.

Mimo pewnych obiekcji zachęcam was do lektury serii Próba ognia wraz z jej drugim tomem zatytułowanym Taniec w ogniu.


Sil

6 września 2016

Krok do przodu ("Przekroczyć granice" Katie McGarry)

"Przekroczyć granice" Katie McGarry
wyd. Muza
rok: 2016
str. 496
Ocena: 5/6



Czasem jedyna rzecz, której pragniemy i której mieć nie możemy okazuje się być tą samą. Wówczas naprawdę trudno żyć i rozumieć to, co się wokół nas dzieje. Bo jak zaakceptować niesprawiedliwość losu? Jak przyjmować kolejne baty od życia równocześnie wciąż podążając obraną ścieżką z uśmiechem na twarzy? Niestety, nie każdy potrafi się kamuflować. Nie każdy, nie oznacza zaliczenia do tej grupy wszystkich. Bo są na świecie takie jednostki, którym tajenie własnych odczuć wchodzi głęboko w nawyk. A gdy już zacznie się je ukrywać, to niesamowicie trudno nauczyć się je ujawniać.

Echo Emerson ma niemal osiemnaście lat i już zdążyła stracić niemal wszystkimi których kochała. Straciła również szacunek i wiarę w siebie. Od jakiegoś czasu jej ciało jest poorane bliznami. To chyba jednak nie jest najgorsze, bo bardziej od ciała, ma okaleczoną duszę. Jest pod stałym nadzorem psychologa klinicznego, a to wszystko dlatego, że wyparła że wspomnień jeden jedyny dzień. Dzień w którym wszystko się zmieniło. Dzień w którym była o włos od śmierci.

Mijają ferie świąteczne, Echo wraca do szkoły, a wraz z nastaniem nowego roku przychodzi czas na zmianę terapeuty. Niestety wraz z tą sytuacją w życiu Echo zachodzi bardzo wiele zmian. Bezskutecznie próbuje skontaktować się z matką. W trakcie ferii dziewczyna obiecuje przyjaciółce, że spróbuję stać się choć odrobinę bardziej towarzyska, taka jak dawniej. Do tego podstępem zostaje zmuszona do udzielania korepetycji jakiemuś opornemu uczniowi. Niestety, jak się okazuje uczeń nie jest tak oporny jak się spodziewała, a do tego niekoniecznie należy do uprzejmych. Czy takie zachowanie Noah to tylko poza? A może jest wredny z natury? By się tego dowiedzieć koniecznie musicie sięgnąć po książkę Katie McGarry zatytułowaną Przekroczyć granice.

Nie od razu udało mi się wczuć w tę książkę. Nie od razu się w niej zatopiłam. Ale, tu oddam jej pole, stało się to dość szybko. Już po kilku rozdziałach wiedziałam, że czytać będzie się bardzo dobrze, a nawet świetnie. Bo historia dwójki bohaterów nie tylko wciągała, ale i zachwycała, przerażała i wzruszała. Pod koniec miałam obawiałam się, że całość skończy się nie tak, jakbym tego pragnęła. I powiem Wam, że choć obawiałam się, że tak będzie, to nie czułam przerażenia takim potoczeniem się spraw. Mam jakieś takie przeświadczenie, że niekoniecznie szczęśliwe zakończenie jest zawsze dobrym zakończeniem. Że czasem rzeczy powinny potoczyć się swoim, niekoniecznie usłanymi różami, drogami. Nie mówię, że tak się kończy tak powieść. Nie mówię również, że ta książka kończy się nie tak, jak chciałam. Albo, że zakończenie jest dokładnie takie, jakiego pragnęłam. Wiem, pokręcone to. Cóż jednak mogę powiedzieć, skoro Przekroczyć granice również jest pokręcone?

Według mnie tej pozycji niewiele brakuje do doskonałości. Jest naprawdę bardzo dobra i zdecydowanie polecam wam jej lekturę.


Sil